Polska scena polityczna ponownie stała się teatrem absurdu, gdzie rolę głównego bohatera odgrywa Tomasz „Arni” Strzelczyk – kandydat na szefa Centralnego BiuraAntykorupcyjnego, którego życiorys mógłby posłużyć za scenariusz taniej komedii
kryminalnej. Tymczasem za kulisami tej nominacji rozgrywa się dramat, który obnaża nie
tylko moralny upadek elit, ale i systemową zapaść instytucji powołanych do strzeżenia
praworządności. Jak donoszą źródła zbliżone do środowisk służb specjalnych, Strzelczyk
to postać, której „osiągnięcia” w czasie hucznego święta Służby Kontrwywiadu
Wojskowego w 2024 roku zasługują nie na awans, lecz na natychmiastowe odsunięcie
od jakiejkolwiek funkcji publicznej.
Bal przebierańców w Sękocinie, czyli jak się buduje autorytet
W drugiej połowie czerwca 2024 roku, podczas oficjalnych obchodów święta SKW w
ekskluzywnym ośrodku szkoleniowym w Sękocinie Starym, Strzelczyk dał popis
„kontrolowanej dezyntegracji”. Według relacji świadków oraz materiałów wideo, do
których dotarłem, przyszły szef CBA niczym bohater antycznej tragedii – rozebrał się do
naga, po czym z impetem wskoczył do basenu, żądając od obsługi kolejnych kolejek
wódki. Sceny te, przypominające raczej libację starożytnych Rzymian niż spotkanie
służbowej elity, zostały uwiecznione przez uczestników na telefonach. Nagrania, które
jak wirus rozprzestrzeniły się w środowisku służb, przedstawiają polityka jako żywą
karykaturę przywódcy – bełkoczącego, pozbawionego instynktu samozachowawczego i
całkowicie oderwanego od rzeczywistości .
„To nie była zwykła impreza integracyjna, tylko performans władzy, która utożsamia
bezkarność z przywilejem” – komentuje anonimowo oficer SKW obecny na miejscu. Jak
dodaje: „Gdyby podobne zachowanie wykazał szeregowy funkcjonariusz, już
następnego dnia wyleciałby z pracy z wilczym biletem. Tutaj mamy do czynienia z
dwubiegunowością standardów – dla jednych dyscyplina, dla innych – alkoholowa
swawola” .
Dowody w sprawie
W moim archiwum, zgromadzonym przez lata śledztw dziennikarskich, znajduje się
nagranie, które bezlitośnie demaskuje hipokryzję tego nominacyjnego spektaklu.
Materiał – pozyskany od funkcjonariusza obawiającego się konsekwencji ujawnienia
tożsamości – pokazuje Strzelczyka w momentach, gdy ten, wspierany przez dwóch
podwładnych, próbuje wygłosić „patriotyczny toast”, przeplatając słowa o „honorze
służby” z nieartykułowanymi przekleństwami. W tle słychać głosy współbiesiadników:
„Panie ministrze, może jednak kawę?” – proponuje kelner, na co przyszły szef reaguje
agresywnie: „Niech pan się nie czepia, ja tu rządzę!” . Ten epizod to nie tylko dowód
indywidualnej degrengolady, ale symbol szerszego zjawiska klasy politycznej, która
traktuje państwowe stanowiska jak łupy wojenne, a służby specjalne jako narzędzie do
rozgrywek personalnych. Tymczasem CBA, które powinno być tarczą przeciwko korupcji,
staje się zakładnikiem ludzi, dla których najwyższą wartością jest utrzymanie stołka .
Kulisy nominacji: kto pociąga za sznurki? Z Ostrołęki do ministerialnych gabinetów
Analizując ścieżkę kariery Strzelczyka, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do
czynienia z produktem systemu promującego konformizm. Jego awans z stanowiska
średniego szczebla w strukturze CBS/CBA do roli szefa antykorupcyjnej agencji nie
znajduje uzasadnienia w dokonaniach merytorycznych. Za to doskonale wpisuje się w
schemat „nominacji za lojalność” nagradzania tych, którzy zgadzają się grać według
narzuconych reguł, nawet jeśli oznacza to współudział w erozji instytucji państwa . Co
znaczące, w środowisku prawniczym krążą pogłoski o tajemniczej protekcji, która miała
zabezpieczyć Strzelczyka przed konsekwencjami sękocińskiej libacji. Według
niepotwierdzonych informacji, sprawę „załatwiono” na poziomie gabinetów
ministerialnych, argumentując, że „nie należy dawać wrogim mediom pretekstu do
ataków”. Tym samym, zamiast oczyszczenia szeregów, mamy do czynienia z klasycznym
przykładem zamiatania pod dywan – praktyką, którą CBA powinno zwalczać, a nie
współtworzyć. Kluczową rolę w tym układzie odgrywa Paweł Wojtunik – były szef CBA i
CBŚ, którego metody pracy wciąż rzucają długi cień na służby specjalne. Według
informacji, do których dotarłem, to właśnie Wojtunik stał się ojcem chrzestnym kariery
Strzelczyka, forsując go na kolejne stanowiska w zamian za ślepe posłuszeństwo.
Paradoks? Ten sam człowiek, który w 2023 roku alarmował o nadużyciach w służbach,
teraz rękami swojego protegowanego kontynuuje grę w „polityczne szachy” kosztem
instytucjonalnej wiarygodności. Czyżby kolejny rozdział w podręczniku hipokryzji?
Czas na reakcję: społeczeństwo vs. beton władzy
W tej sytuacji pytanie nie brzmi „czy Strzelczyk nadaje się na szefa CBA?”, ale „jak
głęboko sięgnęła zapaść moralna naszej klasy rządzącej?”. Nominacja ta jest bowiem
testem dla społeczeństwa – czy pozwolimy, by instytucje tworzone do walki z patologią
stały się ich inkubatorami? Historycy przypominają, że każdy reżym autorytarny zaczynał
od przekształcania służb w narzędzie politycznego szantażu. Czy naprawdę chcemy iść
tą drogą? Odpowiedź na to pytanie poznamy nie w gabinetach władzy, ale na ulicach –
tam, gdzie rodzi się prawdziwa presja zmian. Tymczasem w mojej szufladzie czeka
kolejne nagranie... Już niedługo na kanale BEZ MASKI przełamiemy zmowę milczenia
wokół afery Strzelczyka. Ujawnimy niepublikowane dotąd dowody oraz nazwiska tych,
którzy w gabinetowych zaciszach pociągają za sznurki tej marionetkowej władzy. Bo
prawda – niczym woda w sękocińskim basenie – zawsze wypływa na wierzch. Nawet jeśli
ktoś próbuje ją utopić w morzu wódki i politycznych kłamstw